Z sennego San Marino ruszyliśmy do położonego nieopodal Urbino. Cóż za miasto! Cóż za lody! Dawno nie jadłem tak smacznych i wieelkich lodów. Młody zamówił sobie bardzo dużą porcję. Wiedzieliśmy, że i tak jej nie zje ale nawet nie próbowaliśmy mu wybić tego z głowy, bo wiadomo - jak nie on to my :D. Urbino jest niezwykle kameralnym miastem. No i ten Zamek!. Z pewnością cudownie było tam mieszkać, żyć... Urbino zachwyciło. Mama nawet kupiła jednorazowy aparat żeby mieć choć odrobinę zdjęć ale wszystkie zużyła właśnie tam :P. Spędziliśmy w miasteczku sporo czasu - pod wieczór zebraliśmy się od samochodu żeby wrócić do Rimini na ożywczą kąpiel w morzu i nocleg.